LIST PODROZNY Z MOZAMBIKU 8/3/2002 od Pani Doroty Mabjaia Wczoraj nie zasiadlam juz więcej do komputera, gdyz mielismy, jak co jakis czas okres przyjemny czas dobrej przygody. Alberto uzyskal informacje o tym, ze w jednej z instytucji humanitarnych w Maputu jako wolontariusz pracuje Polka. Postanowilismy ja odwiedzic, i po nitce do klębka krazylismy az ja znalezlismy, ku uciesze wszystkich nas. To sa te sympatyczne momenty, kiedy rodacy, trochę zagubieni w afrykańskim swiecie, nagle odkrywaja jak bardzo brakowalo im kontaktu z innymi w ojczystym, języku. Wyruszyliśmy wczesnym popoludniem z Maputo samochodem osobowym i pragnęlismy wdychac piękno otaczajacej nas przyrody przez najblizszych pięcdziesiat kilometrów dzielacych nas od miejscowosci Boane. Droga zapowiadala się przyjemna, ale trasę pokonywaliśmy ze srednia prędkoscia 120 km/h, tak by zdarzyc przed zmierzchem, a zmrok zapada o tej porze roku dosc prędko, bo o godzinie 17-tej. Nareszcie przekroczylismy Portazem oplacajac autostradę szybkiego ruchu. Jechalismy trasa kierujaca do Namaacha, chyba jedna z ciekawszych prowadzacych do granicy, bogata w atrakcje natury Mozambiku. Trasa niezbyt dluga, ale urokliwa i ciekawa w swej kompozycji. Przy tych rozmyslaniach, zatopieni w afrykańskie rytmy plynace wprost ze stacji radiowej Radio Mozambik, mijalismy wlasnie rzekę Maputo. Za nami pozostal w oddali widok na stolicę, z która jedyna laczaca nas linia byla wlasnie ta rzeka. Most przebylismy blyskawicznie by spotkac się z nowosciami i zmianami, jakie nastapily od ostatniego naszego, jaki miesiac temu, pobytu na tej trasie. Pobocze oczywiscie widok znajomy, zdobia drzewa eukaliptusowe, choc o tej porze roku wcale nieoblane soczysta zielenia lisci, niektóre miejscowe gatunki drzew liscie te zgubily. Otwarte okna, promyki slońca wkradaja się do wewnatrz auta sugerujac wlaczenie klimatyzacji. Jednak nic z tego, gdyz przed nami ukazala się olbrzymia sinoniebieska chmura. Zapytywalismy siebie, czy moze deszczowa, a my na deszcz nie jestesmy przygotowani. Po obu stronach autostrady, w oddali mienia się roznymi kolorami nowe budynki, to powstajace jak grzyby po deszczu domki, a ze sa jeszcze w stanie surowym, trudno odkryc ich swietnosc. Dojechalismy do drogi oznakowanej, MOZAL, ale nasza trasa kieruje się caly czas prosto. Kierunkowskaz wskazuje prawa stronę do fabryki aluminium, największej chyba w calej Afryce korporacji tego typu. Wiele osób uzyskalo zatrudnienie w zwiazku z jej budowa. Jak się okazuje fabryka ma dosc dobra kondycję finansowa, gdyz jest rozbudowywana o dodatkowa częsc nazywana MOZAL II. Nic dziwnego gdyz udzialy w niej maja pobliskie państwa jak i państwa Unii Europejskiej. Ku memu zdziwieniu pojawily się na horyzoncie plantacje bananów, jakby o nich zapomnialam. To piękny, egzotyczny widok, wielkie kwitnace krzewy bananowców, choć niektóre juz obciazone kisciami owoców. Nareszcie piękna soczysta zielen, choc w Mozambiku barw zieleni sa tysiace. To zdumiewajace, jakim artysta jest przyroda, a malarze nie wybieraja Mozambiku do tworzeniu swych dziel z obawy, iz nie będa w stanie sprostac takiemu wyzwaniu. Hum., jakze rozbudowala się CARMEN, to bar - restauracja. Stoliki zadaszone pod typowo afrykańska trawiasta strzecha. Wspaniale. Dzis niestety się nie zatrzymamy, bo czas nagli, a szkoda bo to dobre miejsce do relaksu. Tuz za ta przystania, pobocze uslane jest rzędami slicznych gęsto rosnacych krzewów kwitnacych zóltymi kwiatami. Co za niesamowity krajobraz, nie widac wcale oddali. Po prawej stronie w gaszczu nowo powstajacych budynków, fabryka CIMOC, materialów budowlanych, niewielka i nierazaca swa obecnoscia. Gdzie niegdzie w oddali widac spacerujace grupki osób, sa tak daleko, ze trudno to okreslic, ale oni chyba raczej dokads zmierzaja? Co raz więcej zabudowan, wyglada na to, ze buduja się tu wille? Przejechalismy przez garby na asfalcie, to musowo zwolnienie tempa spowodowane kontroli policyjna, która stara się wylapywac glównie kradzione samochody. Od tego momentu juz przez cala trasę do Boane po obu stronach pobocza widac stragany z owocami; pomarańcze, mandarynki, papaje i inne. Handel za bardzo nie ma dzis powodzenia gdyz na tym wlaśnie odcinku drogi, pada gęsty deszcz. Po lewej stronie widac slady prac w stabilizowaniu brzegów rzecznych, w której kiedys byly krokodyle, ale ja w to nie wierze, bo i dzis lokalna spolecznosc na nowo się z nimi spotyka. Mijamy jeszcze tylko Instytut Pedagogiczny i wielka, chyba z internatem szkolę podstawowa, az dojezdzamy do celu podrozy.Tutaj juz nie pada, minęlismy się z deszczem. Jak zwykle przy wjezdzie do miasteczka jest spory ruch, glównie ludzie handlujacy. Jakze się zmienilo. Przy stacji benzynowej zorganizowano pijalnie, stacja odnowiona z piękna roslinnoscia i ozdobami. W miasteczku jest oczywiście plac glówny i to wokolo niego znajduja się urzędy, policja a nieopodal poczta. W glębi jest szpital i kilka budynków instytucji charytatywnych. Za miasteczkiem jest tama rzeczna z wody, której korzystaja równiez mieszkańcy Maputo. Pozdrawiam serdecznie Dorota M.